Pierwszy lipca, sobota, był ostatnim dniem roku szkolnego 1943/44, poszliśmy po “cenzurki” (tak wówczas nazywano świadectwa szkolne) i udaliśmy się na upragnione wakacje. Od wschodu zbliżał się front; nad łukowem wiosną przeleciały formacje lotnicze aliantów, napędzając wiele strachu okupantowi, kiedy to od samolotów zostały odłączone puste zbiorniki zapasowe po paliwie. Dużo tych pustych zbiorników w kształcie cygar spadło na Łuków i okolicę. Największy jednak ruch trwał na kolei, trasą Warszawa-Brześć szło zaopatrzenie frontu, który przesuwał się przez ziemie wschodnie.
Obrona przeciwlotnicza została rozbudowana. Spędzono ludność do kopania rowów strzeleckich jeszcze w czerwcu. Na parkanach wisiały ogłoszenia o alarmach lotniczych i ich zapowiedziach przez syrenę strażacką zainstalowaną na budynku “Ogniwa”. Często nocą dokonywane były przeloty samolotów, które nad miastem zrzucały rakiety oświetlające, tzw. “flary”. Na budynkach policji przy placu Narutowicza, żandarmerii polowej przy 11 Listopada, oraz w budynku piętrowym przy ul. Solnej, zajętym przez Niemców, założono gniazda dla przeciwlotniczych kaemów.
Ze wschodu żołnierze niemieccy pędzili stada bydła w kierunku Warszawy, ale dopiero jak przyjechała poczta polowa i zajęła połowę budynku Urzędu Skarbowego był to widoczny znak, że zbliżają się wojska radzieckie. W niedzielę 16 lipca do wyjazdu szykowała się żandarmeria stacjonująca w gmachu gimnazjalnym — to oni w przeddzień Wigilii 1943 r. — dokonali mordu na cmentarzu, rozstrzeliwując 24 mężczyzn (wśród zamordowanych byli mieszkańcy Sięciaszki I i II), a 10 czerwca 1943 r. zamordowali 4 osoby z rodziny Cabajów.
W obawie przed nocnymi nalotami ludność wieczorami wychodziła z miasta. Samoloty lecące na linię frontu leciały na małej wysokości. Urzędy okupacyjne kończyły swoje urzędowanie wraz z pracownikami, którzy w pośpiechu zbierali manatki i wynosili się do Niemiec.
W czwartek. 20 lipca, kolumna czołgów zatrzymała się na ul. dr. Chącińskiego, czołgów było kilkadziesiąt, w tym dniu doszło do tragicznego starcia w lesie Kryńszczak przy szosie z Łukowa do Siedlec. W boju poległo 26 partyzantów z obozu leśnego AK w Jacie. Wśród poległych było 5 b. harcerzy z Łukowa — J. Kiseweter, W. Kuć, St. Madej, M. Siezieniewski, H. Tubelewicz. Ranną sanitariuszkę “Wisię”, J. Szulc-Holnicką, przywieziono samochodem do aresztu miejskiego, ale prawdopodobnie zmarła w drodze. Na dziedzińcu Zarządu Miejskiego, gdzie mieścił się areszt, na plandece złożono jej ciało. Wiele osób chodziło, ażeby oddać jej cześć, pogrzeb miał nastąpić w sobotę rano, tuż po godzinie policyjnej. Nikt nie wiedział, że z pola bitwy przywieziono dwóch rannych AK-owców, ponieważ własowcy i żołnierze niemieccy dobijali rannych na miejscu. Chyba też dlatego nie zostali odbici, tak jak poprzednio uwolniono rodzinę Rappów i wielu innych aresztantów. Ludzie z organizacji przygotowali się do pogrzebu “Wisi”, nabożeństwo miało być odprawione w kościółku na cmentarzu. Mszę św. miał odprawić ks. prefekt Jan Rosa. Nocą z 21 na 22 lipca widać było bombardowanie Siedlec przez samoloty radzieckie.
Pijani żandarmi widząc, że to już koniec ich panowania w Łukowie, czy może chcąc zemścić się za zabitych kolegów, wyciągnęli z aresztu rannych partyzantów i na dziedzińcu aresztu rozstrzelali. Tak zginęli b. harcerze: Eugeniusz Skupe z Łukowa i Jerzy Karwowski z Trzebieszowa.
Wczesnym rankiem po godzinie policyjnej członkowie łukowskiej organizacji udali się ha dziedziniec Zarządu Miejskiego, ażeby złożyć w trumnę i pochować poległą “Wisię”. Oprócz niej leżało jeszcze dwóch zabitych młodych mężczyzn. Rozpoznano poległych i z braku trumien pochowano ich tylko owiniętych kocami. Do mogiły złożono wiązanki kwiatów i wianek z szarfą biało-czerwoną.
Wieczorem do miasta przybył oddział pionierów wyburzyć większe budynki w tym i oba kościoły. Samochody wraz ze sprzętem saperskim stanęły, na placu Wolności i na ul. Nowopijarskiej, radiostacja z dowództwem miała miejsce postoju na ul. Trzaskoniec. Późnym wieczorem bombardowano w stronę na zachód od Łukowa, przed północą nad miasto nadleciały samoloty radzieckie i rozpoczęło się zmaganie obrony przeciwlotniczej z lotnictwem. Bombardowano rejon stacji kolejowej oraz przyległe ulice. W światło reflektora stojącego przy ul. ks. S. Brzóski dostał się jeden z samolotów radzieckich, pilot nie stracił zimnej krwi i schodząc w świetle w stronę ziemi zrzucił bombę, od której zginęło trzech żołnierzy z obsługi i został spalony reflektor, a samolot odleciał cało. Po nalocie spadł rzęsisty deszcz, wypełniając schrony wodą. Do Łukowa samochodami zaczęto przywozić rannych żołnierzy niemieckich lokując ich w budynku policji, Soldatenheimu i innych.
Rankiem w niedzielę, 23 lipca, nastąpiła ucieczka wojska okupanta: sznur samochodów, wozów pancernych oraz piechurów pędził w kierunku na Warszawę. W pośpiechu grzebano na wojskowym cmentarzu w Łapiguzie oficera saperów, który popełnił samobójstwo, w każdym bądź razie oddział pionierów drogą radiową został wezwany do Siedlec i dlatego nie zdążył pozostawić “spalonej ziemi”. Ucieczka przybrała na sile tak, że niemiecki generał beształ dowódców kolumn i sam ekspediował jednych na Stoczek Łukowski, innych znów na Siedlce. W kościołach odprawiały się nabożeństwa z tym, że prawie nie było wiernych — zaledwie po kilka osób, spośród tych, którzy jeszcze byli w mieście. Linią kolejową pędziły składy pociągów; to twierdza brzeska wysyłała swe nadwyżki i rannych. Wieczorem po boju w mieście radziecki czołg trafił pociskiem parowóz pociągu i linia aż za Międzyrzec Podlaski przestała praktycznie funkcjonować. Składy amunicji w lesie Góry zostały podminowane i wysadzone w powietrze, tak samo pociąg amunicyjny na torach, ale już za miastem. Pojedynczy żołnierze zabierali chłopskie furmanki z końmi i przez pola pędzili w kierunku na Siedlce. Ostatnimi byli grenadierzy pancerni, każdy z pancerfaustem na ramieniu — ich dziełem były spalone czołgi radzieckie.
W całym rozgardiaszu nikt z podziemia polskiego nie pomyślał o obronie miasta od wewnątrz. Niemcom wystarczyła drużyna saperska, ażeby podpalić magazyny w al. Kościuszki, magazyny przy ul. Żelechowskiej oraz całe koszary w dzielnicy Łapiguz i nie niepokojeni przez nikogo odjechali rowerami w stronę Żelechowa. Podczas boju w mieście w powietrzu krążył obserwacyjny samolot Focke-Wulf Fw 189 [ Wikipedia →], tzw. “rama”. Wieczorem 23 lipca Łuków był wolny po prawie pięcioletniej okupacji niemieckiej.
W poniedziałek, 24 lipca, przez Łuków przejeżdżała duża kolumna radzieckich czołgów, z góry obserwację prowadziła “rama”. Na wynik nie trzeba było długo czekać — nadleciały samoloty niemieckie. W rezultacie 42 nalotów miasto zostało mocno zniszczone. Bombardowanie trwało od 24 do 30 lipca, z tym. że najgorzej było w poniedziałek 21 lipca, gdyż noc przy zapalonych “flarach”, to jedno piekło na ziemi. Zginęło bardzo dużo ludzi, ze nie sposób odtworzyć listę poległych, gdyż w schronie przy ul. Zdanowskiego (obecnie ul. Dmocha) zostało zasypanych i udusiło się 5 osób, zaś w schronie za apteką przy ul. dr. Chącińskieęo także zginęło 5 osób (kilka osób zdołano odkopać i uratować). Zginął także oficer wywiadu Komendy Obwodu AK w Łukowie, por. czasu wojny B. Kownacki “Suchy”. Oprócz bomb także zostały rozrzucone miny, od których poległo bardzo dużo dzieci już po zakończeniu działań wojennych na terenie Łukowa.
Autor: Tadeusz Piotrowski
WTK: Tygodnik Katolików Nr 43/1206/ 24.10.1976 r.
Dodaj komentarz