Zdobycie aresztu w Łukowie14 min.

Zdobycie aresztu w Łukowie przez oddział NSZ por. "Drzazgi"

Aby uchronić od zapomnienia wkład żołnierzy AS-u zgrupowanych w XII Kom. Okręgu NSZ w Siedlcach, pragnę wspomnieć w szczegółach o jednej z wielu przeprowadzonych akcji, o której często wspominali: por Jerzy Wojtkowski ps. “Drzazga” – dowódca oddziału AS, kpr. pchor. Czesław Trojanowski ps. “Sęp” – żołnierz oddziału AS, plut Hieronim Branicki ps. “Tadeusz” – wywiadowca oddziału AS i Mieczysława Rapp ps. “Mietka” – łączniczka.

Przedmiotem szczegółowych opowiadań była akcja przeprowadzona na areszt w Łukowie 9 maja 1944 w celu uwolnienia Mieczysławy i Ignacego Rappów, aresztowanych w nocy z niedzieli na poniedziałek 7/8 maja.

Mieczysława Rapp od wielu miesięcy była spalona, ukrywała się przed Niemcami i rzadko pojawiała się w Łukowie w domu rodziców, którzy mieszkali przy ul. Kryńskiej. “Mietka” przeważnie ukrywała się we wsi Sienciaszka u p. Bronisławy Poniatowskiej lub w Woli Okrzejskiej, a czasami w Warszawie u brata męża (w lutym I944 wzięła ślub w niewielkiej kapliczce, zmieniając nieoficjalnie nazwisko na Baranowska, bo dokumenty i tak bywały różne). Tym razem z 7/8 maja zdecydowała się na odwiedzenie domu rodzinnego, za którym bardzo tęskniła. Tejże nocy zbudziło ją nagle, gwałtowne stukanie do drzwi wejściowych. Ojciec, Ignacy Rapp, wstał i otworzył drzwi i sekundę później lufy gestapowskich pistoletów przycisnęły go do ściany niewielkiej sieni, a pięciu uzbrojonych agentów wtargnęło do pokoju. Latarki agentów oświetliły “Mietkę”, jej matkę i siostry: Halinę i Danutę. Spośród kobiet Niemcy byli wyraźnie zainteresowani jedynie Mieczysławą. Razem z ojcem aresztowali ją i wyprowadzili na ulicę.

Z ul. Kryńskiej do aresztu w Łukowie idzie się kilkanaście minut. Po drodze do aresztu zatrzymali się i dwóch gestapowców zostało przy Rappach, a pozostałych trzech weszło do domu Górczyńskich. Po upływie ok. pół godziny gestapowcy wyszli wyraźnie zawiedzeni, bo nie zastali tam poszukiwanej osoby.

Do aresztu wchodziło się od ul. Międzyrzeckiej. Najpierw trzeba było przekroczyć bramę w drewnianym wysokim parkanie, następnie przejść przez podwórze, aby wreszcie wejść do budynku aresztu z ciężkimi, dobrze okutymi i zamkniętymi drzwiami. W środku aresztu był pokój zajmowany przez strażników i kilka cel. W każdej z nich znajdowała się prycza z desek i kubeł, tzw. “kibel”. Ignacego Rappa osadzono w celi na końca korytarza, u jego córkę wepchnięto do innej celi. Mieczysława miała pragnienie i prosiła o wodę. Gestapowiec udawał, że nie słyszał prośby. Natomiast agent gestapo postąpił o krok do przodu, uderzył ją w twarz i leżącą na podłodze kopał, a następnie zatrzasnął drzwi.

W jakiś czas po wyjściu gestapowców z aresztu do celi wszedł strażnik Marian Bober. Mieczysława ponowiła swoją prośbę o wodę. Strażnik na to zaproponował, żeby z nim wypiła bimbru i zagryzła chlebem ze słoniną, bo tylko taką zakąskę posiadał. Mieczysława odpowiedziała “niech pan wypije sam, bo ja nie mogę, na razie czuję się jakoś bardzo źle”. W końcu zapytała, “za co mamy wypić?” Strażnik odpowiedział: “za moje zdrowie”. W tym momencie Mietka ponowiła prośbę o wodę. Strażnik zamknął celę i po chwili wrócił ze szklanką wody.

W czasie gdy prowadzono ten dialog, partyzanci NSZ z oddziału por Wojtkowskiego, stacjonującego w kompleksie leśnym “Jata” już zostali zaalarmowani o aresztowaniu łączniczki i jej ojca. Od połowy 1943 roku w lasach tych, leżących wśród bagien i rozlewisk Krzny, na tzw. wyspie, znajdowała się stała baza NSZ. W oddziale leśnym pod kryptonimem “Dym” prowadzono intensywne szkolenie na kursach Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty i Szkoły Podoficerskiej (odbyły się trzy turnusy). Patrole “AS” wykonywały ważne zadania dywersyjne, jak np. uderzenie na więzienie w Siedlcach dokonane 12 marca 1944, dowodzone przez st. sier. pchor. Stefana Kossobudzkiego ps. “Sęk”, w wyniku którego uwolniono aresztowanych kilka dni wcześniej oficerów XII Kom. Okręgu NSZ w Siedlcach. Inna akcja “AS” to likwidacja wiosną 1944 roku konfidenta niemieckiego w Łukowie, wójta gminy Celiny, Ukraińca o nazwisku Hilomeniuk.

Plut. Hieronim Branicki ps. “Tadeusz” otrzymał od stacjonującego w obozie leśnym por “Drzazgi” rozkaz natychmiastowego ustalenia miejsca pobytu Mieczysławy i Ignacego Rappów. Wywiadowca plut. “Tadeusza” mieszkał w Łukowie niedaleka aresztu, znał miasto, ludzi i niektórych strażników więziennych. Rozkaz “Drzazgi” brzmiał: “sprawdzenie czy Mieczysławę i Ignacego Rappów można wykupić, czy też uwolnienie ich musi być dokonane przez akcje zbrojną.

Wieczorem 8 maja Tadeusz” spotkał się ze strażnikiem Boberem, z którym znali się dobrze. Bober udzielił mu wskazówek, jak postąpić: “żandarmi, którzy chcą wejść na teren aresztu, dzwonią krótko trzy razy, a gestapowcy cztery. Tej nocy będzie w Łukowie mało żandarmów i granatowej policji, ponieważ wyjeżdżają w teren na obławę. Gdzie i kiedy, tego nie wie”.

“Szczególną uwagę”, mówił Bober, “należy zwrócić na strażnika nazwiskiem Marchewa który jest silnie zbudowany i nosi dwa pistolety. Należy go natychmiast unieszkodliwić, gdy tylko otworzy furtę. Najlepiej uderzyć go czymś twardym w głowę lub strzelić do niego. Będzie się bowiem bronił wierząc, że czeka go śmierć. Marchewa ma już dwa wyroki śmierci i od pewnego czasu nawet nie śpi w domu. Gdy nie ma służby, to i tak przebywa w areszcie i tam śpi w wolnych celach”.

Wszystko, co powiedział Bober, zanotował “Tadeusz” w pamięci, a nie w notesie. Zapowiedział równocześnie strażnikowi, że: “jeśli wprowadził go w błąd, to kula go nie ominie”. Do obozu w “Jacie” przybył ok. godz. 22 i natychmiast zameldował się u por. “Drzazgi”

Powiedział: “Bober nie może nam więcej pomóc”. Porucznik zapytał: “Proponowaliście mu pieniądze?”. Plutonowy odpowiedział: “Bober musi wyjechać do Brześcia n/Bugiem, bo tam aresztowano mu rodziców”. Wtedy “Drzazga” powiedział: “Nie ma wyjścia. Uderzamy na areszt zanim gestapowcy wywiozą ich do Siedlec”.

“Drzazga” zdawał sobie sprawę, że opanowanie aresztu w Łukowie będzie znacznie łatwiejsze od akcji na wiezienie w Siedlcach z 12 marca. Kwaterujący w “Jacie” oddział szkoleniowy był w danej chwili zdekompletowany z powodu rozesłania patroli w teren, a nowy kurs podchorążych i podoficerów miał się dopiero rozpocząć. Ponieważ sprawa była pilna, dlatego “Drzazga” podjął decyzję skompletowania niewielkiej grupy, składającej się z absolwentów niedawno zakończonego II-ego, turnusu szkoły podchorążych i natychmiastowego wy marszu jej do Łukowa.

Do wzięcia udziału w akcji ochotniczo zgłosili się: kpr. pchor. Zdzisław Szulczewski ps. “Mścigrom”, st. sierżant podch. Stefan Kossobudzki ps. “Sęk” i kpr. podch. Czesław Trojanowski ps. “Sęp”. Wszyscy trzej mieli za sobą udaną akcję na więzienie w Siedlcach, a więc powinni sobie poradzić z niewielkim aresztem chronionym przez jednego, a najwyżej dwóch strażników. Dowódcą całej akcji został por. “Drzazga”. Rozpoznanie szczegółowe aresztu i jego okolic dokonał plut. “Tadeusz”, który zadbał też o ubezpieczenie szosy prowadzącej do Łukowa z Radzynia Podl., gdyż tam była siedziba gestapo i z tego kierunku mogło grozić niebezpieczeństwo. Na szosie radzyńskiej, ale za kościołem pobernardyńskim, por “Drzazga” postawił też na posterunku alarmowym dowódcę plutonu AS Antoniego Stolcmana ps. “Mewa” i jego zastępcę Wiktora Nowickiego ps. “Junak”, uzbrojonych w pistolety ViS I i rakietnicę. Mieli oni w razie zauważenia zbliżającego się samochodu z gestapowcami zaalarmować główną grupę umówionymi sygnałami świetlnymi koloru czerwonego.

Z obozu partyzanckiego w “Jacie” było niedaleko do Łukowa.Furmanką dojechano do wsi Zalesie. Tam ustalono, że najlepsze konie ma sołtys – Aleksander Żurawski. Powiedziano mu, że: “akcja jest bardzo poważna oraz niebezpieczna i dlatego należy wziąć wóz w dobrym stanie i najlepsze konie, albowiem od tego może zależeć powodzenie całej akcji i wszystkich jej uczestników”. Sołtys szybko przygotował wóz i sam na ochotnika pojechał jako woźnica.

Ze wsi wyruszyliśmy po godz. pierwszej w nocy i mimo pośpiechu, jadąc bocznymi, dojechaliśmy do Łukowa ok. trzeciej godz. nad ranem. Właśnie zaczęło się rozwidniać. Przed rozpoczęciem akcji por. “Drzazga” przypomniał o konieczności dzwonienia do aresztu, tak jak powiedział strażnik Bober i że trzeba zaskoczyć Marchewę. Porucznik z cekaemem miał osłaniać odwrót, a plut. “Tadeusz” miał grać rolę więźnia, którego przyprowadzają do aresztu “Sęk” i “Mścigrom”. Konie z wozem zatrzymano w pobliżu aresztu. Porucznik zajął swoje miejsce na rogu ulicy aby zatrzymać ewentualny atak, który mógłby nastąpić z pobliskiego posterunku żandarmerii.

Mieczysława Rapp i jej ojciec nie spodziewali się uwolnienia. Nie spodziewał się też strażnik Marchewa, że dojdzie do rozbicia aresztu.

Wieczorem 8 maja, tuż przed uwolnieniem – opowiadała później “Mietka” – strażnik Marchewa wszedł do celi, przysiadł się obok niej i pokazał swój pistolet, a następnie bawił się magazynkiem z amunicją. “Pani potrafi strzelać?” – spytał niespodziewanie. Łączniczka właśnie dwa dni temu ćwiczyła strzelanie w obozie leśnym, ale przecząco pokręciła głową. Marchewa położył pocisk na jej spódnicy, proponując by załadowała broń. Dwa, trzy szybkie ruchy i mogłaby mieć pistolet w ręku. Wówczas wzięłaby strażnika pod lufę i zabrała mu klucze. Zagubiła się i nie wiedziała co czynić. Na szczęście zaniechała tej myśli. Marchewa miał drugi pistolet, o czym ona nie wiedziała. “Mietka” w dalszym ciągu udawała brak zainteresowania bronią.

W nocy łączniczkę obudziły pluskwy. Zastukała do drzwi prosząc o podanie zapałek. “Chodź, do dyżurki, tutaj mam zapałki” – odpowiedział Marchewa. Iść czy zostać z pluskwami? Na szczęście już dniało i “Mietka” zdecydowała się pójść do dyżurki. Marchewa zaprosił na herbatę i “Mietka” zapaliła papierosa i w tym momencie usłyszała dzwonek.

Długie, natarczywe brzęczenie dzwonka. Marchewa wskazał “Mietce” jej celę, a sam szybkim krokiem wyszedł na podwórko aresztu. Przymknąwszy od wewnątrz drzwi “Mietka” usiadła na pryczy. Do bramy aresztu doszli “Sęk” i “Mścigrom” przebrani za żandarmów i popychany przez nich plut. “Tadeusz”. Po otworzeniu przez Marchewę furtki “Sęk” i “Mścigrom” zaatakowali go. Marchewka odepchnął ich i z wielkim wrzaskiem ponownie otworzył drzwi. Wtedy został uderzony przez “Tadeusza” pięścią między oczy. “Mścigrom” chwycił strażnika za nogi i wyciągnął z powrotem.

Na podwórku ochraniający kolegów “Sęp” pokazał broń przebywającym tam furmanom, którzy słysząc krzyki chcieli biec na pomoc Marchewie. Lufa pistoletu “Sępa” zmusiła ich do położenia się na ziemi. W tej samej chwili rozległy się strzały. “Sęp” nie mógł przyjść na pomoc kolegom. Stojący na ubezpieczeniu przy furtce “Tadeusz” zajrzał na podwórze i zobaczył, że “Sęk” jest ranny w nogę i z trudem opiera się o ścianę budynku, a przed drzwiami prowadzącymi do aresztu na ziemi tarzają się: “Mścigrom” i Marchewa. Nagle Marchewa poderwał się na nogi i strzelił dwukrotnie do “Mścigroma”. Pierwszy z pocisków był celny, drugi zaś na vivat, bo ranny “Sęk” zdołał kopnąć Marchewę w łokieć. W tym momencie odezwało się parabellum “Mścigroma” i po dwóch strzałach “Mietka” wybiegła z celi i na podwórku zauważyła leżącego na wznak martwego strażnika.

Wycofując się “Mścigrom” wetkną Marchewce w usta broń, z której tenże go ranił – niewielki damski pistolet, jeden z dwóch, jakie strażnik nosił przy sobie. Tymczasem przy bramie pojawił się, obudzony strzałami, starszy wiekiem strażnik. “Mietka” wyrwała mu klucze i pobiegła do celi, w której przebywał jej ojciec. Zdenerwowany ojciec nie mógł sobie poradzić z włożeniem butów. Dlatego córka zrobiła to za niego i szarpnęła ojca za rękę: “Uciekamy!” – krzyknęła, wskazując ręką otwarte drzwi. W celi Ignacego Rappa został mężczyzna z dziećmi. Rappowie wybiegli na ulicę, kierując się w stronę brzegów Krzny.

Nad głowami uciekających gwrizdały pociski karabinowe, a w odległości ok. 500-600 m widzieli policjantów i żołnierzy z karabinami. Uciekający przeszli przez głęboki rów melioracyjny i biegli wprost przed siebie. W tym momencie pocisk karabinowy rozszarpał Rappowi kolejarską czapkę. Znacznie trudniej było wycofać się partyzantom – żołnierzom NSZ. Zdzisław Szulezewski “Mścigrom” miał przestrzelony obojczyk, a Stefan Kossobudzki “Sęk” ciągnął za sobą postrzeloną nogę i prosił, żeby go dobić, a nie zostawiać Niemcom. Największą trudność sprawiała kładka na Krznie. Odmawiającego wejścia na nią “Sęka” przeniósł na plecach plut. “Tadeusz” na drugi brzeg rzeki.

Po bardzo krótkim czasie “Sęp” przyprowadził wóz z końmi. Partyzanci zajęli miejsca na wozie i ruszyli kłusem, a potem galopem. Przy przejeździe przez tory kolejowe, obok stacji Łapiguz, zatrzymał ich opuszczony szlaban. Partyzanci zmusili do podniesienia go drzemiącym w budce kolejarzy. Po przejeździe wozu kazali oni ponownie kolejarzom opuścić szlaban.

Por. “Drzazga” wydał rozkaz, aby jechać galopem, zjechać z szosy w boczną drogę i kierować się do wsi Poważe. Powożący końmi Żurawski znał wszystkie drogi, dróżki i ścieżki i najkrótszą drogą zmierzał do lasu Zimna Woda. W pewnym momencie na przeszkodzie ponownie stanęła Krzna. “Potopisz nas” – zawołał porucznik, widząc że woźnica skierował wóz na rzekę, “Tu jest płytko, pojedziemy brodem” – odpowiedział spokojnie sołtys. I rzeczywiście w wodzie furmanka zagłębiła się tylko po osie kół, a konie bez większego wysiłku wyciągnęły wóz na drugi brzeg. Po przejechaniu Krzny Żurawski niespodziewanie zawrócił i ponownie wjechał do wody. Partyzanci zaczęli protestować. Woźnica wyjaśnił im, że w ten sposób chciał zmylić pościg, który mógł prowadzić psy. Wreszcie po raz kolejny partyzanci przejechali rzekę i polną drogą co koń wyskoczy zajechali do gajówki Zimna Woda. Tam żona gajowego opatrzyła rannych “Sęka” i “Mścigroma”, a następnie przygotowała śniadanie. W godzinach popołudniowych porucznik “Drzazga” wraz ze swoimi żołnierzami był już bezpieczny w swoim lesie, tj. w obozie “Jata”. Natomiast plut. “Tadeusz” udał się na poszukiwania “Mietki” i jej ojca.

Po odbiciu z aresztu Mieczysława i jej ojciec kontynuowali ucieczkę na własną rękę i doszli do wioski Łapiguz. Ponieważ tata opadł z sił, dlatego też “Mietka” zdecydowała się szukać pomocy u znajomych. Tu w domu Skolimowskich przyjęto ich serdecznie. Po kilkugodzinnym (ok. 3 godz.) odpoczynku wyruszyli Rappowie dalej i po południu dotarli do Sienciaszki. W mieszkaniu Bronisławy Poniatowskiej znalazła “Mietka” kartkę adresowaną do jej męża “Andrzeja”: – “Panie Andrzeju! Wyjeżdżam do Łukowa. Mleko na stole, ziemniaki trzeba podgrzać”. W tym od lat gościnnym dla partyzantów mieszkaniu odnalazł kartkę oraz swoją żonę “Mietkę” jej mąż por. Edmund Żarnowski ps. “Andrzej”. Wkrótce po nim pojawił się plut. “Tadeusz”.

Jeszcze tego samego dnia w “Jacie”, tj. 9 maja wieczorem, łączniczka “Mietka” poznała szczegóły odbicia jej z aresztu. “Mścigrom” miał na sobie gipsowy opatrunek, a “Sęka” już zdążono przewieźć do szpitala w Siedlcach. Tam współpracujący z konspiracją lekarze zajęli się nim troskliwie i przestrzeloną nogę udało się uratować od amputacji.

Dla uwiarygodnienia moich wspomnień, składających się z opowiadań uczestników akcji rozbicia aresztu w Łukowie, pragnę nadmienić, że jestem kapralem podchorążym NSZ i wszystkich uczestników tej akcji bardzo dobrze znałem. Ściśle z nimi współpracowałem aż do lat 80-tych. Kurs podchorążych rezerwy piechoty ukończyłem w obozie leśnym “Jata”. Byłem dowódcą plutonu AS i bezpośrednio podlegałem porucznikowi (następnie kapitanowi) Zygmuntowi Wolaninowi ps. “Jerzy”, “Zenon”, a pośrednio por. kpt Jerzemu Wojtkowskiemu ps. “Drzazga”.


Tytuł artykułu: Zdobycie aresztu w Łukowie przez oddział NSZ por. “Drzazgi”
Autor: Antoni Stolcman
Źródło: “Nowa Gazeta Łukowska” 05/1996

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.